Po kinie nocnych transformacji ducha,
zrobiłem wycieczkę dla zmęczonego ciała.
Pojechaliśmy razem na Plazę.
Gdzie nogi ruchem wahadłowym
wiodły zmarnowany korpus
po wytyczonych tam traktach
dla przygodnych gapiów.
Szliśmy bez określonego celu,
pomiędzy osaczającymi nas
z każdej strony totalnymi zniżkami,
których to wzrok szczęśliwie udawał,
że nie widzi.
Dzięki temu rozum nie kierował
naszych kroków na tyle nierozsądnie,
aby nie wiodły ciała do czeluści sklepowych,
wypełnionych tanim niczem.
Mimo tego,
że czekały nas tam
niesamowite upusty
i uśmiechnięte panie bielą mlecznych zębów,
udało się nam, nie ulec pokusie.
Niestety po krótkim czasie poezja chwili
zmieniła się w prozę podróży tramwajem
po obiad aby móc zaspokoić
potrzeby energetyczne
wyczerpanych już mitochondriów.
Reszta to sen.
Sen, czy jawa?
Niesamowite dźwięki ukochanego instrumentu
brzmiały tak cudownie,
że tym razem duch oddzielił się od ciała,
pozostawiając je znieczulonym
i prawie martwym na bruku Cardo.
Sam wzleciał na wyżyny szczęścia
i ponownie znalazł zagubiony gdzieś
sens dla reszty życia.
Dźwięki wszystkich poranków świata,
marzeń i nocy przemyśleń rozbiły,
oraz ponownie scaliły wszystko,
dając szansę dalszej, owocnej współpracy.
Ja nie lubię, jak grasz.
dmyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz