Po dzisiejszym deszczu
zapachniało latem.
Piękne to doznanie.
W piątek
nadmiar tego zapachu nas powali
i nie będziemy chcieli
z tamtego miejsca wracać
do szarej rzeczywistości szkolnej.
Po powrotach z placówki śpię.
Później się budzę i ponownie,
powoli wraca w moje ciało życie.
Jestem aktywny,
aż do kolejnego spadku formy.
Aby ukoić rozedrgane nerwy gram
na moich instrumentach,
które trącają odpowiednie struny
mych potrzeb.
Nastrój zmienia się na bardziej
odpowiadający potrzebom serca
i ducha, i jest OK.
Przynajmniej na jakiś czas.
Przynajmniej tak się łudzę
i wmawiam sobie
taką właśnie ocenę stanu jestestwa.
Wstaję o 5.
Moje baterie są już wyczerpane,
przynajmniej częściowo gdy,
niektórzy dopiero zastanawiają się,
czy odsłonić ucho.
Czy może jeszcze poleżeć choć chwilę?
Deszcz za oknem
nieustannie podejmuje próbę
dania o sobie znaku,
stukaniem kropel o szybę.
Jest to dość chromatycznie rytmiczne,
więc mam szansę,
że powstanie kolejna miniaturka.
Czasem,
brakuje mi inspiracji,
a tu taka niespodzianka ze strony wody.
Wirtuozeria natury.
Kocham deszcz,
tylko on na mnie leci,
choć rodzaju męskiego,
to jednak to miłe doznanie,
choćby tylko takie,
niewielkie doświadczenie bliskości.
dmyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz